Po rocznej przerwie, spowodowanej pandemią koronawirusa, powróciliśmy w tym roku na morze.
Dwa dwutygodniowe warsztaty morskie przeprowadziliśmy zgodnie ze wszystkimi wymogami sanitarnymi obowiązującymi w naszym kraju, oraz wymogami obowiązującymi w odwiedzanych krajach nadbałtyckich. Wszyscy członkowie obu rejsów poddali się wcześniej szczepieniu przeciwko covid 19 i posiadali tzw. „paszporty covidowe”. Podczas pobytu na Łotwie okazało się to bardzo ważne.
Nasze tegoroczne warsztaty morskie, tak jak i w latach poprzednich, w zdecydowanej większości sfinansowane zostały ze środków przyznanych nam przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Szkolenie przeprowadziliśmy na Bałtyku, w dniach 03-31 lipca 2021, na szkunerze sztakslowym Warszawska Nike.
Naszym głównym celem tegorocznych warsztatów miała być Zatoka Ryska ze swoimi pięknymi i nadal dzikimi wyspami, akwen w głąb którego rzadko zapuszczają się polskie jachty. Pierwsze dwa tygodnie lipca charakteryzowały się piękną, słoneczną pogodą, niestety wiatru w tym okresie mieliśmy mniej niż na lekarstwo. Silniejszy wiatr pojawił się dopiero w momencie gdy zbliżaliśmy się do Zatoki Ryskiej, niestety powiało z północy, czyli z kierunku najbardziej niekorzystnego dla nas. W tej sytuacji, choć z wielkim żalem, musieliśmy zrezygnować z eksploracji płytkiego i trudnego nawigacyjnie akwenu wokół wysp estońskich. Pływanie przy dużym zafalowaniu po przybrzeżnych płyciznach wiązałoby się z byt dużym zagrożeniem dla naszego jachtu. Szkoda, być może za rok na tym akwenie Neptun będzie dla nas bardziej przychylny. Po odwiedzeniu łotewskiej Windawy i rezygnując z Zatoki Ryskiej, popłynęliśmy klasyczną trasą na Gotlandię. Aby choć trochę popracować nawigacyjnie na nieco trudniejszym akwenie, przepłynęliśmy przez Cieśninę Farosund, oddzielającą wyspę Gotland od wyspy Faro. Później była już tylko żeglarska klasyka tego regionu, czyli pobyt w Visby. Zwiedzanie stolicy Gotlandii, z jej sakralnymi zabytkami, które od stuleci pozostają w formie monumentalnych ruin, świetnie zachowanych murów obronnych, pięknych, starych kamieniczek oraz malowniczych maleńkich domków jednorodzinnymi nigdy nie może się znudzić. Kilkaset lat historii na wyciągniecie ręki zawsze robi niesamowite wrażenie. Po trudach wędrówki nie sposób nie wejść do przepięknego ogrodu botanicznego, w którym zawsze panuje nastrojowa cisza i spokój. Płynąc z Polski na nieco dalszą północ nie sposób nie wpłynąć do Visby, a nawet kilkudniowy pobyt w tym średniowiecznym mieście zawsze wydaje się zbyt krótki. W Visby dokonaliśmy zmiany prowadzącego rejs. Drugi odcinek trasy poprowadził Wojciech Klim. Był to jego debiut w roli kapitana na jachcie Warszawska Nike. Tym samym stało się coś, o co staraliśmy się od kilku lat i co jest głównym celem prowadzonego przez nas szkolenia morskiego. Nasz „wychowanek”, uczestniczący poprzednio jako oficer w wielu rejsach na Warszawskiej Nike, po raz pierwszy przejął jacht jako kapitan. Wypływając z Visby zaczęliśmy powolny powrót do Polski. Po drodze planowaliśmy jeszcze postój na południu Gotlandii, w porcie Burgsviks, niestety nagła zmiana kierunku wiatru pokrzyżowała nasze plany. W tej sytuacji popłynęliśmy na drugą szwedzką wyspę – Olandię, do malowniczego porciku Gronhogen. W tym porcie byliśmy po raz pierwszy i z pewnością nie raz tam jeszcze zawitamy. Cisza, spokój, pełny węzeł sanitarny a ceny bardzo przystępne. Z Olandii wykonaliśmy przeskok przez Bałtyk na polskie wybrzeże do Władysławowa. Ostatnim etapem rejsu była żegluga wzdłuż wybrzeża do Gdyni i zakończenie tam pierwszych warsztatów morskich. Ogółem, w tym dwutygodniowym etapie przepłynęliśmy 734 Mm, spędzając w morzu 207 godzin.
Po wymianie załogi rozpoczęliśmy drugie tegoroczne warsztaty i tym razem skierowaliśmy się do stolicy Szwecji – Sztokholmu. W tym rejsie mieliśmy już znacznie więcej wiatru, choć niestety najczęściej z tej najmniej odpowiedniej strony. Dwukrotne pokonanie odcinaka trasy prowadzącej przez fragment szkierów szwedzkich zawsze dostarcza wiele wizualnych doznań i przeżyć, choć oczywiście najpiękniejsze są szkiery fińskie, z którymi widokowo mało co może się równać. W Sztokholmie spędziliśmy prawie dwie doby, zwiedzając oczywiście muzeum Vasa i starą część miasta. Będąc w Sztokholmie już po raz czwarty i widząc go obecnie całkowicie opanowanym przez tysiące ludzi, którzy z kulturą i obyczajami europejskimi nie mają nic wspólnego, podświadomie zaczyna wyszukiwać się ciekawych miejsc będących w tym mieście ostatnimi bastionami ciszy i spokoju, a na zwiedzenie których poprzednio zabrakło czasu. W tym roku takim miejscem była siedemsetletnia katedra luterańska pod wezwaniem św. Mikołaja. Piękny zabytek sztuki sakralnej, w której obecnie odbywają się wszelkie podniosłe uroczystości dworskie.
Ze Sztokholmu, przez Gotlandię (oczywiście z obowiązkowym postojem w Visby) udaliśmy się do Polski. Z uwagi na zapowiadany sztorm na Bałtyku, musieliśmy zrezygnować z postoju w jeszcze jednym szwedzkim porcie, a sam sztorm przeczekaliśmy we Władysławowie. Później, wzdłuż Półwyspu Helskiego i przez Zatokę Gdańską udaliśmy się do Gdyni. Podczas drugich tegorocznych warsztatów morskich przepłynęliśmy łącznie 807 Mm, spędzając w morzu 186 godzin.
Łącznie, w trakcie dwóch warsztatów i czterech tygodni szkolenia, z których w tym roku skorzystało szkoleniowo czternastu niepełnosprawnych, za rufą pozostało 1541 mil morskich, dużo.
Dziękujemy Państwowemu Funduszowi Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych za bardzo dużą finansową pomoc w realizacji naszych tegorocznych morskich projektów.
Zdjęcia: